Z okazji topnienia śniegu dzielę się pomysłem siostry na ciekawy deser ;)
Od dołu:
- bonitki z biedronki (zbożowe z jednej strony oblane czekoladą)
- 2 białe pierniczki (najlepiej wydrążyć dziurkę, aby głowa mogła stać prosto)
- delicja
- pół michaszka (lub innego cukierka)
- Wszystko łączone lukrem (cukier puder z odrobiną ciepłej wody. Najlepiej łączyć, gdy lukier zastyga/gęstnieje)
- gorzka czekolada (rozpuścić w kąpieli (info dla laików takich jak ja: garnek w garnek). Do rozprowadzenia czekolady i namalowania wzorów użyć nieostrej strony patyczka do szaszłyka)
Smacznego! ;)
To jest pyszne... ;)
OdpowiedzUsuń(Jadłam) ;D
hm...?
Usuń... *-* Me gusta. Ale podejrzewam, że po mdłościach związanych z nadużyciem nutelli ten bałwanek tylko pogorszyłby mój stan :D Z tego też powodu jakoś mnie nie ciągnie. Ale prezencja tegoż małego co nieco 10/10! (a może kiedyś się przyda przepisik niah niah)
OdpowiedzUsuńhehe, gdybym wiedziała, że rzuciłaś się na słoiczek, opóźniłabym publikację tego postu :P
UsuńTak pięknie wyglądają,że szkoda ich zjeść! Serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSiostra zrobiła ich okołu 30-40. Dla każdego po 2 - jeden do zjedzenia, drugi do podziwiania ;)
UsuńRewelacja! Ale mnie też szkoda byłoby je zjeść...;)
OdpowiedzUsuńA bałwanek na to: "zjedz mnie, zjedz". Nie kusi Cię? ;-)
UsuńUrocze bałwanki - niesamowite, że zrobione własnoręcznie. Świetny pomysł i wykonanie :)
OdpowiedzUsuńW imieniu siostry dziękuję ;-) Mój skromny udział ograniczył się do trzymania folii przy wiązaniu kokardek, rozdawania bałwanków oraz prywatnej sesji zdjęciowej największych przystojniaków ;)
Usuń